na Rzecz zachowania Naturalnego Piękna Wsi i Godną Starość

MILCZENIE JEST KATASTROFĄ …

„Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu, niech żyje nam!” (ze Stanisława Barei).


Zdawało się, że „oddanie” władzy (89r.) i reforma Samorządowa (99r.), dająca lokalnym wybrańcom możliwość samorządzenia, to akt dobrej woli - teraz będzie demokracja! Teren, przez swój SAMORZĄD – wybrany w wolnych wyborach, sam będzie stanowił, o swoich sprawach.

Obserwując przez kilka lat wieś z b. bliska, zastanawiam się – czy reforma samorządowa była wynikiem dobrych intencji, troski o lud na prowincji, (a wyszło, jak wyszło) czy był to jeden z punktów „dalekowzrocznego” planu ?

 

W tak ważnych sprawach naszej egzystencji na wsi, warto posłuchać innych – co wiedzą, myślą i pewnie piszą na ten temat. Przeszukałam Internet. Znalazłam. Lepszego wypunktowania przyczyn degradacji polskiej wsi - tu i teraz nie znajdę. Przytaczam obszerne fragmenty znakomitej publikacji.

„ Agonia polskiej wsi „ Napisano 2 lata temu – autor: M.Rysiewicz.

Dziennikarz obywatelski, twórca portali „Bobowola Od –Nowa” i „Gorlice i Okolice” w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu).
W latach 2004-20013 wydawca i redaktor naczelny czasopisma „Kalendarz Pszczelarski”.
Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyskw.eu)

„Jakiś czas temu, może dwa albo trzy tygodnie wstecz, w tzw. „Kropce nad i” profesor Jadwiga Staniszkis wypowiedziała szokującą dla mnie opinię. Otóż stwierdziła ex katedra, że z czterech reform rządu Jerzego Buzka udała się tylko reforma samorządowa. Oniemiałem (i trwam nadal w osłupieniu), bo od lat żyję w absolutnie niezachwianym przeświadczeniu, a dowody przedstawiłem w artykule Grzech pierworodny polskiego samorządu i dopowiem w niniejszym tekście, że „reforma” samorządu terytorialnego z 1999 roku była gwoździem do trumny polskiej wsi, polskiej prowincji.

Trumnę zaczął klecić Balcerowicz, uderzając w podstawy ekonomiczne chłopskich gospodarstw rolnych. I z zimną krwią zdewastował ich fundament materialny, także kulturowy, tj. samowystarczalność produkcji rolnej rodzinnych zagród wiejskich. Z pól i łąk zaczęły powoli znikać stada krów, owiec i kóz, a także pasieki. Trudno uświadczyć kopy siana i żniwne snopki. Wartością samą w sobie (potwierdzoną potem przez Unię) stało się ugorowanie ziemi, a po mleko, jajka, mąkę i mięso taniej i prościej, można pójść do pobliskiego sklepu najpierw Gminnej Spółdzielni, a już niedługo potem sprywatyzowanego przez „kolegów królika”. Wkłady finansowe byłych spółdzielców rozeszły się oczywiście w szarej, gminnej strefie. W skali rozlicznych grabieży lat 90. XX w. ta jawi się jako detaliczna, to i nikt nie podniósł gwałtu, o rwetesie nie wspominając.

W oka mgnieniu, na polskiej wsi upadł etos pracy, zwłaszcza, że społeczeństwo gremialnie zakupiło anteny satelitarne i telewizja POLSAT (najpopularniejsza w Polsce B) zafundowała obywatelom nie tylko propagandowe łgarstwa, ale także ułudę dobrobytu z reklam, sitcomów i innego medialnego badziewia. Na dodatek w najbliższym mieście lub miasteczku upadły mniejsze lub większe zakłady przemysłowe i tzw. chłoporobotnicy, a była ich w Polsce armia, zostali odcięci nie tylko od naturalnych źródeł zarobkowania, ale także, jak za dotknięciem czarodziejskiej balcerowiczowskiej różdżki, zostały rozerwane społeczne więzi, które były w dużej mierze siłą karnawału Solidarności. Wielu mężczyzn wylądowało na zasiłkach i pod wiejskimi sklepami z piwem w dłoni, kobiety przestały piec chleb na liściach kapuścianych, grupa zaradniejszych kupiła sobie 15-20 letnie auta-rzęchy, blisko 40% tej populacji odwróciło się od Kościoła, poddając się antyklerykalnej propagandzie w stylu urbanowego „Nie” i paru innych gadzinówek. Z niedzielnego i odświętnego krajobrazu zniknęły regionalne, ludowe stroje (w enklawach pozostały jeszcze na Podhalu i na Kaszubach), bo ludzie chyba zaczęli się wstydzić swojej tradycji, uznając ją za wstecznictwo i zabobon, a Europa w POLSACIE przecież taka piękna i nowoczesna.

Wesel, chrzcin i styp już prawie nikt nie organizuje we własnych domach. W tym celu zbudowano, jak Polska długa i szeroka, obrzydliwe Domy Weselne z jeszcze obrzydliwszym wystrojem, który Europy, co prawda, w ogóle nie przypomina, ale stanowi schedę po real-socowym poczuciu odpustowej estetyki.

Jednak taki społeczny ugór trzeba było jakoś politycznie i organizacyjnie zagospodarować. I do dzieła zabrali się okrągłostołowi inżynierowie dusz. Władza centralna, która od początku, tj. od 1989 roku kręciła swoje aferalne lody, miała głęboko zakorzenioną świadomość, że tym na dole, powiedzmy od powiatu w dół, też się od życia coś należy. No to im dali ustawy samorządowe, które po pierwsze rozbuchały do granic wytrzymałości „zatrudnienie” w tzw. samorządach, zdjęły z tzw. samorządowców odium odpowiedzialności za podejmowane decyzje, stworzyły podstawy dla arogancji, nepotyzmu, korupcji i postawiły aparat samorządowy ponad szarym obywatelem, pozwalając, wśród powszechnej biedy, bezrobocia i zasiłków na piwo, zarabiać np. wójtom i  burmistrzom po ok. 200 tysięcy złotych rocznie (o radnych też nie zapomniano). Słowem stworzono system lokalnych sitw i koterii samorządowych, popieranych towarzysko i ekonomicznie przez wymiar sprawiedliwości (policjanci, prokuratorzy, sędziowie) i wszelkiej maści biznesmenów, którzy z układów z władzą „samorządową” czerpią materialne korzyści ( przewalone przetargi, zamówienia z wolnej ręki). Nie zapomniano również o mediach, które stanowią właściwie „zbrojne” ramię miejscowych układów, układzików i kacyków. Urzędy gmin i miast, poprzez swoje, tzw. ośrodki kultury, wydają na potęgę gazety pławiące się w pochwałach dla przedstawicieli miejscowego establishmentu. Tu wstęga do przecięcia, tam chodnik do oddania, oj jakże ciężko ten wójt pracuje dla wspólnego dobra, czyli słynne „łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu, niech żyje nam!” ze Stanisława Barei…” („Agonia polskiej wsi”- Maciej Rysiewicz.

Niewątpliwie ważnym czynnikiem, który także ułatwia „gładkie” rządzenie miejscową społecznością jest wywoływanie strachu i brak kontaktu. Dystans onieśmiela, podnosi „autorytet” – ułatwia „władzowanie”.

(„…) zarządzanie przy pomocy strachu. Takie działanie socjotechniczne wybraniec narodu ma w jednym palcu. Nikt albo prawie nikt się nie wychyli; ile to roboty przybrudzić niepokornemu …”) „Agonia polskiej wsi” - M. Rysiewicz

Tomasz Parol 31 maja 2013 o 17:16

Moim zdaniem wieś zarżnęły fundusze unijne

 

Odpowiedz - Maciej Rysiewicz , 31 maja 2013 o 17:27

To był kolejny przemyślany krok. Cios nokautujący. Przedpole zostało przygotowane wcześniej! Bruksela przyszła tylko jak po swoje.

 

Odpowiedz - dalmichal

(”… Ja jestem tylko ciekawy,kiedy to całe ,,Dobrodziejstwo z UE” szlag trafi,nie będzie nas stać na import zakup brakujących towarów jak spożywczych tak i przemysłowych,czy ta wieś wróci do dawnych korzeni ?...”)

 

Odpowiedz – Maciej Rysiewicz 2 czerwca 2013 o 07:52

„Nie wróci! Klamka zapadła, nawet jak się UE rozpadnie”.

Z natury jestem optymistką. Nie dopuszczam złych myśli. Na najbardziej oporne „klamki” znajdzie się wytrych, a poza tym wierzę w dobrą gwiazdę mego kraju. „Wytrychem” do zmian na wsi są Oddolne Działania Społeczne – ludzi światłych, odważnych, nie skorumpowanych.

(„Głuszce” tokują, a tyle Ludzi jest wokół …”) m.ł.

Istnieją trzy możliwości oddziaływania:

  1. zabierać głos na sesjach rady gminy: naciskać, demaskować, zwracać uwagę na problemy, mówić prawdę. Dobić się do głosu nie jest łatwo. Mają wypróbowane „sposoby” - tzw. wolne wnioski zostawiają na koniec, (a sesja to 4 – 5 godzin), więc trzeba dotrwać, a potem skrótowo, jasno i szybko - bo poganiają, sformułować wypowiedź.

  2. napisać wniosek i złożyć w sekretariacie.Poprosić, o kopie, aby mieć potwierdzenie.Skuteczniejsza będzie jednak: i wypowiedź i jednoczesne złożenie na piśmie - zwiększa szansa na szybsze dotarcie do powszechnej wiadomości. (Ten sposób okazał się skuteczny np. w „przepychankach” o obrazy Ignacego Pieńkowskiego z Sutna ).

  3. działać niezależnie: w gronie przyjaciół, albo w stowarzyszeniach -(coraz więcej jest takich akcji - to znak czasu).

Pojęcie: „służyć dobru społecznemu”, u wielu naszych wybrańców pozostaje statuSowym pustosłowiem. Kilkadziesiąt lat powielanego i utrwalanego, (przez miejscowych kacyków) standardu postępowania z „tymi na dole” zrobiło swoje. („…Pani, dzisiaj niektóre to „biznesmeny…!”).

(„… Kiedy psychopaci idą do pracy… „Węże w garniturach”. Odnajdziesz ich w każdej organizacji, gdzie pozycja i status zapewniają władzę i kontrolę nad innymi, oraz szansę korzyści materialnej …”) Robert Hare –ekspert od psychopatii, współautor książki „Węże w garniturach”.

(„… poza tym, kto ludzi szamocących się z biedą na co dzień, miał nauczyć demokracji i poczucia wartości, gdzie, kiedy…? I tak zostało”. m.ł.

Wracając do tematu: Samorząd. To dobrze, czy nie dobrze, że powstały Samorządy? Jak funkcjonują i co tak naprawdę myślą ludzie…?

Raczej kolor beznadziei, rezygnacja i wycofanie „do siebie”.

Ci którzy mają minimum zabezpieczenia: rodzina, emerytura, renta machają ręką – „…nie ma, o czym mówić…”

A przecież Rada Gminy - Samorząd, to świetny „instrument” również do poprawy życia ludziom (na co dzień), na małej gminnej przestrzeni. Ludziom trzeba pomóc ! ( Schetynówki, Korowaje, Dni Kartofla to nie wszystko).

Mam wrażenie, jak by: zastarzałe zniewolenie „autorytetem” wójtów z jednej strony, troska o własny „biznesik”, wybrańców, a czasami wręcz literalny brak rozumienia statusu Rady i funkcji Radnego były nie do przeskoczenia dla samorządowców, ale nie tracę nadziei: Nowa Rada, „Nowy – Stary” Wójt też mówi, że dużo przemyślał, zrozumiał…

Mimo wszystko idą zmiany; przykre doświadczenia ziemi mielnickiej, z samorządowcami i wójtem VI kadencji, obudziły świadomość - nie u wszystkich, ale u części na pewno.

Narzekanie na „wierchuszkę rządową” również zostawmy na boku –

(ona do „swego ładu” dojdzie), a my korzystajmy, że dali nam (nieopacznie, czy opacznie), samorządzenie – SAMORZĄDY. Zatroszczmy się, o nas samych. Jak ludzie będą szczęśliwsi, to i Was: naszych wybrańców, z (16-ego listopada 2014r.), w razie czego obronimy.

Biorąc pod uwagę: co dzieje się na świecie, nie mam wątpliwości, że Wieś jest ratunkiem - szansą na powrót do zdrowia fizycznego, psychicznego, moralnego. Mamy tyle mądrych młodych i jeszcze tyle żywego doświadczenia u tych, w podeszłym wieku…

Sprawiedliwe, uważne zarządzanie potencjałem ludzi i przyrodą gmin wiejskich jest możliwe i konieczne– ale trzeba mówić.

(„…milczenie jest katastrofą…”)

PS. Jadąc od strony Mętnej do Mielnika, po prawej stronie – kilkaset metrów za zakrętem tuż przy drodze rośnie dąb oryginalny w kształcie, nie zbyt wysoki, ale bardzo piękny i wiekowy – jak mówią miejscowi. Ma odpowiednie „gabaryty”, aby stać się naszym chronionym obiektem przyrody.

 

(aby nie stało się to, co z dębem przy drodze – jadąc z Mętnej do szosy na Siemiatycze).

To co się dzieje wokół wsi Mętna, to nie „wycinka”, to permanentna i bezpardonowa RZEŹ polskich lasów.

 

Nawigator

Licznik odwiedzin

147461
Dziś 6
Ostatni tydzień180
Ostatni miesiąc275
Ogółem147461