na Rzecz zachowania Naturalnego Piękna Wsi i Godną Starość

BO ZAWOŁAM POLICJĘ!

Styczeń, 2010r. Wreszcie mamy zimę, jak za dawnych lat. Śniegu po pas. Jedyna droga, którą można dojść pieszo do najbliższego sklepiku w Adamowie, (ok. 2 km.) to "AUTOSTRADA DZIERŻYŃSKIEGO" (tak nazwałam dla własnego użytku wiejską drogę w Mętnej).

To na "cześć" koparki o tym imieniu – (ciągle na chodzie, a jakże), która "dzielnie i skutecznie" wykarczowała do cna, przydrożną roślinność (i na koszt gminy, zdziełała smutny wygwizdów, z ogolonym świerkiem w tle).


Jest wprawdzie - a właściwie była, ścieżka na skróty – przez skrawek przetrzebionego lasu, chroniącego Mętnę przed "PRZYJAŹNIĄ" - ale intensywna wycinka drzewostanu ciężkim sprzętem, tak zryła ścieżkę, że nie sposób iść, bez potykania się o głębokie koleiny nie widoczne pod śniegiem.

Maszeruję więc dziarsko nieodśnieżoną drogą, ale co tam...? W śniegu po pas, doszłam do tzw. Wołczynki i skręciłam w lewo w kierunku Adamowa. Bajeczna droga, ujeżdżona i osłonięta z obu stron "błogosławionym" - jeszcze nie wykarczowanym do końca lasem, który chroni przed tworzeniem się zasp.


Towarzyszy mi "Brązowiak" - pięciomiesięczny owczarek niemiecki – syn "Brązy" (czyt. historię "Brązy" na: www.fundacjaengram.pl w zakładce "Otoczenie" - publikacja pt. Brąza).
Wprawdzie "Brązowiak" już nie jest mój, ma nowego Pana, ale śniegi na razie utrudniają transport szczeniaka.
Pomyślałam - wezmę go ze sobą, niech poznaje różne sytuacje - będzie w przyszłości spokojny i obyty. Brązowiak, szczęśliwy - baraszkował w śniegu i ku memu zdziwieniu, co chwila wracał sprawdzać czy jestem.
Nagle z daleka zobaczyłam sylwetkę "sportowca" - biegł lekkim truchtem, z rączkami przy żebrach - jak się należy.
Pomyślałam - trzeba na wszelki wypadek przytrzymać "Brązowiaka" - niestety "Brązowiak" już zauważył dwunożną istotę i wystartował w jej kierunku. Podbiegł kawałek i zaraz wrócił do mnie i tak kilka razy. "Sportowiec" zbliżał się nieuchronnie - chciałam chwycić Brązowiaka za kudły, ale traktował to jak zabawę - wyślizgiwał się z rąk i cwałował w stronę biegnącego. Kiedy "olimpijczyk" był w zasięgu głosu, uśmiechnęłam się jak najszczerzej i już chciałam tłumaczyć i przepraszać - że wprawdzie pięciomiesięczny - szczeniak, ale zakłócił bieg po formę... itd. Aż tu nagle, "sportowiec" wydyszał z siebie,  jedno jedyne zdanie na dzień dobry - "...BO ZAWOŁAM POLICJĘ...".

Chciałam coś powiedzieć, ale dałam spokój. Brązowiak wyczuł w powietrzu "skażoną" energię i grzecznie przysiadł przy nodze.
Poszliśmy do sklepiku, zrobiłam małe zakupy, przy okazji zapytałam "niewinnie" - kto to taki, sportowiec tutaj...?
Wracając – pomyślałam, żeby tylko znów nie spotkać "olimpijczyka". Kiedy wyszliśmy na piękną, osłoniętą lasem Wołczynkę, niestety... ON biegł. Przykucnęłam - Brązowiak grzecznie usiadł przy mnie. Znieśliśmy w milczeniu  biegnącą  fizyczność - (walorów duchowych, nie było mi dane poznać).
Brnąc w puszystym śniegu, zamyśliłam się nad incydentem - właściwie bez znaczenia, ale z jednym pożytkiem - lepiej zrozumiałam określenie "PAŃSTWO POLICYJNE".

To nie państwo nadmiarem policyjnych zakazów - tworzy "policyjność" - to nadgorliwi obywatele, (od kilkudziesięciu lat), z pokolenia na pokolenie przekazują zakodowany sposób bycia, który pozwala im stłumić kompleksy i dodać "WAŻNOŚCI" dla swojej egzystencji.

       

Nawigator

Licznik odwiedzin

160204
Dziś 13
Ostatni tydzień41
Ostatni miesiąc678
Ogółem160204