na Rzecz zachowania Naturalnego Piękna Wsi i Godną Starość

BYŁAM TAM – W ZUŁOWIE

Grudniowa noc, z 4/5 - 2011r. z niedzieli na poniedziałek,  00.45.

Trzeba jakoś dojechać. Nie lubię i nie powinnam prowadzić samochodu w nocy.
Najpierw z Mętnej do Jasionówki, stamtąd ktoś mnie zawiezie do Białegostoku, a z Białegostoku autokarem do Zułowa na Litwie.

Boże! Tyle godzin jazdy w autokarze ..? Jak ja to zniosę.
Dlaczego zdecydowałam, aby jechać ? Osoby, które mnie zaprosiły – Halina i Krzysztof - lubię ich, szanuję i to jedni z nielicznych, z którymi czuję niemal rodzinną więź - czy sobie tego życzą, czy nie.

 

Halina i Krzysztof T. są autentyczni w swoim sposobie bycia, a poza tym,  tą podróżą – pielgrzymką,  pragną uhonorować, to co i dla mojej Matki miało znaczenie, tylko wtedy nie rozumiałam -dlaczego mówiąc, o ,,Dziadku,, Piłsudskim – ściszała głos, a Babka Jadwiga wzdychając ciężko szeptała - ,,żeb nie te Jego Ligijony, to by Bernard żył,, - ( Bernard,  brat Babki.)

Jakoś dojechałam do Jasionówki – w gęstej, jak mleko mgle. Stamtąd, Tomasz – (milczący) historyk, zawiózł mnie – leciwym, ale jakże sprawnym Polonezem, do Białegostoku.
W Białymstoku, przy Katedrze stał autokar i busik.
Oba pojazdy wypełniły się ludźmi – uczestnikami pielgrzymki do Zułowa  na Litwie – miejsca urodzenia  Piłsudskiego.
144 rocznica Jego urodzin.
Poza męczącą podróżą, najbardziej obawiałam się pompatycznych, długich przemówień i gestów – słowem, teatralności.
Ludzie teatru mają awersję do ,,teatralizacji,, poza teatrem.
Zanim ruszyliśmy, Halina sprawdziła listę obecności i ciepłym, spokojnym głosem poinformowała o trasie i przebiegu podróży. 
W ogóle była przez cały czas, dobrze zorganizowanym ,,Dobrym Duchem,, pielgrzymki do Zułowa.
Krzysztof - ten człowiek ma w sobie, jakąś charyzmę, autentyczność, jest spontaniczny – więc nie może ,,przystawać,, do dzisiejszej - miłościwie nam,  powszechnie panującej hipokryzji i poprawności politycznej.
- Imperium mamy budować wraz z narodem – mówił. Czy wiemy jaki jest dzisiaj stan narodu?,  o którym niegdyś wiedziała I kadrowa wkraczając 12 sierpnia 1914 roku do Kielc, kiedy to na dworcu padły pierwsze strzały w walce o niepodległość . Tutaj był początek drogi usłanej krzyżami, która zakończyła się dopiero w listopadzie 1918 roku odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Jest to miejsce szczególnie bliskie sercu każdego  kto czuje się Polakiem. Poseł dodał , że w wieku XVIII nasz upadek spowodowany był destrukcją , która zniszczyła państwo , które to w 966 roku powstało na krzyżu. Dlatego nie może być rozdziału Kościoła od państwa.
 
Kiedy skończył – pomyślałam – życie jest jednak tajemnicze i fascynujące.
Krzysztof zapytał – czy ktoś chciałby zabrać głos?

Ja - (podano mi mikrofon).

Szanowni, Drodzy, Obecni – (nieobecni niech nam zazdroszczą ) – otóż powiem, a właściwie zwierzę się z moich myśli; zawsze, kiedy  uczestniczę w uroczystościach honorujących nasze zwycięstwa narodowe i bohaterów, zadaję sobie pytanie …?
A gdyby stał się cud i Ci, którym dzisiaj składamy hołd, mogli przed nami stanąć …, co by powiedzieli?
Na pewno,  podziękowaliby za naszą tu obecność i pamięć, bo tak naprawdę, to pamięć jest najważniejsza. Tylko pamięć, o ofierze z ich życia – nie dopuszcza do lekceważenia godła naszej państwowości, naszych narodowych symboli i znaków wiary.
A zakusy bywają, oj, bywają…
Powiedzieliby też - nie potośmy  znosili  tułaczkę, cierpieli ból fizyczny, moralny, rozłąkę, tęsknotę ..,abyście wy teraz zadawali pytanie…, (tu posłużę się językiem poezji),


O zachodzie
Kiedy słońce
Robi się senne
I ściele łóżko
Horyzontu,
Wtedy wschodzą
Słoneczka
Świetlików
I wiesiołka.
Promienie płatki
Wiesiołka
Jarzą się
Jasnym złotem
Świetliki -
Chłodną poświatą
Diamentów.
    Wiesiołek
Gasi latarenki
Gdy zapada
Szary mrok
Świetliki -
Długo jeszcze
Harcują to tu
To tam w rytm
Kumkania żab
Tylko ludzie
Nie  śpią
Martwią się
Co do garnka
Włożyć…?
Jak tu żyć…?


Właśnie, jak tu żyć ..?
To znaczy, że walka, o godność życia i tożsamość nie jest skończona …, że trzeba dalej działać, aby historia nie powtórzyła się, aby ci, co przyjdą po nas – nie musieli znów zadawać pytania - Boże, jak tu żyć ?

(Zaśpiewajmy teraz dwie zwrotki piosenki, którą śpiewali chłopcy Dziadka Piłsudskiego).

Białe róże.
Rozkwitały pąki białych róż
Wróć Jasieńku z tej wojenki wróć
Wróć ucałuj, jak za dawnych lat
Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat

Jasieńkowi nic nie trzeba już
Bo mu kwitną pąki białych róż
Tam pod lasem gdzie w wojence padł
Wyrósł na mogile białej róży kwiat

Zaśpiewaliśmy jeszcze wspólnie – Modlitwę Obozową – przyznać trzeba, że wszyscy, bez wyjątku w autokarze byli rozśpiewani – zaskoczyła mnie ilość i znajomość, prześlicznych, prostych, polskich piosenek, które znali.
Wróciłam na miejsce, obok mego milczącego, (ale interesującego) towarzysza podróży – wyobrażam sobie, jakie ,,męki,, musiał przeżywać, bo ja ciągle gadałam.

Zamilkłam, kiedy wjechaliśmy na Litwę – przecież moje korzenie – setki lat temu - ze strony ojca, to Litwa.
Dzisiaj ..? Postkomunistyczna szarość, szarość, szarość. Gdyby ideom i ustrojom, próbować znaleźć i przypisać kolor, komuna - na 100% , miałaby kolor brudno – szary. Kolor czerwony, to energia życia, słońca, krwi, ale nie żałosnego marszu, ku ,,świetlanej przyszłości,, i ,,dobrobytu ludzkości,, 200 milionów unicestwionych istnień ludzkich – zmarnowanych, zabetonowanych ,,radosną,, budową socjalizmu!
(To tylko tak na marginesie).

Wróćmy do - tu i teraz.
Litwa, piękna ziemia przywitała nas mglistą, grudniową pogodą – ociekającą wilgocią i przejmującym chłodem. Przypomniały mi się strofy  - ,,Litwo, Ojczyzno moja!…,,
Najpierw czytane nam przez Matkę, a później - aktorskiej interpretacji w Szkole Teatralnej w Krakowie, uczyła nas wspaniała artystka i Profesor – Zofia Jaroszewska.

Popatrzcie, w jak wielkie zapomnienie popada ta piękna ojczyźniana ,,Inwokacja,,  - Adama Mickiewicza.

,,Litwo, Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie,
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem,
Gdy od płaczącej matki pod twoją opiekę
Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu,
Tak nas powróciłaś cudem na Ojczyzny łono.
Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych pól zielonych.
Szeroko nad  błękitnym Niemnem rozciągnionych
Do tych pagórków malowanych zbożem rozmaitem.
Wyzłacanych pszenicą, malowanych żytem,
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka, jak śnieg biała,
Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą,,
                                                  Adam Mickiewicz.

Warto jeszcze przypomnieć równie piękny wiersz – o Ojczyźnie,  wiersz - poety o tragicznym życiorysie.
,,Najbardziej dramatycznie potoczyły się losy Teodora Bujnickiego. Wybitny ten poeta, kolega i rywal Miłosza, był autorem jednego z najpiękniejszych polskich wierszy,,
(za B. Urbankowski - ,,Czerwona msza, czyli uśmiech Stalina,,).


,,Litwo, Ojczyzno moja,
żarliwie i prosto powtarzam
słowa naszego pacierza.
Ziemio nieżyzna bławatków i ostów,
białych kościołów na płaskich wybrzeżach,
nieba smutnego i szerokich mgieł,
jezior, szumiących trzcinami.
Litwo. Suchymi, gorzkimi wargami,
Którym brakuje wiary i nadziei,
Szepczę i wołam twe imię, twą nazwę,
a wiatr głęboki topolami chwieje
i klaszcze w liście pochylonych drzew.
Po głodnych drogach idących w ugory
domów zapadłych w trumnę zgniłych ścian,
a wielkie słońce, jak czerwony dzban
na gęste chmury leje żywą krew.
Litwo. Ojczyzno upartych niepogód,
podarta wichrami, jak wiszar,
skrzywdzona przez stulecia i bóstwa,
miecze z pochew obłoków wyszarp,
sypnij gradem, niech potokiem chlusta,
daj nam patos i ogień, włóż w usta!
Cisza! ,,
                                              T. Bujnicki
         
(Jakie by nie były losy artysty, poety, czy kogokolwiek – to…)

,,Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie. Dwie tylko: poezja i dobroć.. i więcej nic,,
                                                                                                                   C. K. Norwid.

W 1997r., napisałam wiersz - ,,To było,,  -  przytoczę go – nie…, żeby  przyrównywać się do wielkich, ale sobie uświadomić raz jeszcze, jak ogromny wpływ mają na nas, naprawdę Wielcy.., i jak niewiele w historii mojej Ojczyzny się zmienia.

O szyby deszcz dzwoni
Deszcz dzwoni upiorny
Niesie gałęzie i brudy
Zarazę nieznaną
I bydło i ptactwo i muł.

W szyby wiatr stuka
Kroplami zagłady
Nie daje spokoju
Ni życia ni wiary.

Stój Boże, stój!
Przyrzekłeś naród wybrany
Przykładem nas chciałeś
Uczynić i czerep rubaszny
Z mieciony z powierzchni
I duszę anielską zwycięską.

Dlaczego więc deszczem
Śmiertelnym lejesz
Po głowach i krzyżach
I krowy zabierasz i dzieci
I domy biedne rozwalasz.

Czyżbyś dokończyć chciał
Dzieło komuny czerwonej!

Boże najdroższy
Co chcesz oczyścić
Do czego jeszcze
Zniewolić można
Ten naród odważny
I biedny
Do jakich wyrzeczeń
Jeszcze …?
Niż życie!
           
 Lipiec, 1997r. Warszawa. Powódź i bieda, jak 100 lat temu. 
                                                                                          M.Ł.

Niewiele zmieniło się też pod ,,parasolem,, UE - współczesnego kołchozu, w który wdepnęliśmy i brniemy coraz niebezpieczniej dla Państwa Polskiego.

Wróćmy na trasę do Zułowa.
Z okna autokaru widać ziemię przestrzenną, porzeźbioną zagonami pól. Wcale nie płaską – pełną łagodnych wzniesień, sadzawek i smutnych – opuszczonych, o tej porze roku – bocianich gniazd.
Gniazda i chaty, jak ta moja w ruinie w Sutnie.
Skromne wiejskie zagrody – podwórka i  uczepione na krótkich powrozach, przy byle jak skleconych budach – biedne psy. Nagle w tym, mimo wszystko - harmonijnym krajobrazie,
- ,,ni to z gruszki ni z pietruszki,, - ni to wille, ni to dacze..?
Szereg bezguścia – na szczęście niezbyt długi. Pewnie współcześni nowobogaccy. Zmorą wszystkich epok, są parweniusze. W dzisiejszych czasach, w krajach byłych – (nie tak znowu byłych) ,,demoludów,, o  zachowanie piękna Słowiańskiej Matki Ziemi –
 na wsi, ( bo miasta już stracone ) powinni zadbać z urzędu, prawdziwi architekci krajobrazu – gustownie zestrajać stare z nowym..,  a nie urzędnicy!

Wjechaliśmy do Wilna. Byłam tu chyba ze 40 lat temu – mam jednak  wrażenie, że niewiele się zmieniło. Stolica? Trzeba przyznać, że starówka pięknie odrestaurowana, reszta - małomiasteczkowość, jakby "gdziekolwiek" w Bloku Wschodnim.
Szarość, szarość, szarość. Wyczuwalny marazm zniewolonego życia, ludzi.  Podobno (… ,,Wilno zamierza z cmentarzy, uczynić atrakcję turystyczną")  – pewnie, umarli też muszą  zarabiać na miasto, a nie leżeć bezczynnie.

Wysiedliśmy przy kościółku w Powiewiórce - przypominał mi ten
W Tokarach - wieś na Podlasiu, przepołowiona białoruską granicą na pół. Trochę czekaliśmy…, aż ,,oddźwierna,, - Maria przyniesie klucz. Zjawiła się – skromna, zabiedzona, zatroskana i szczera w każdym calu swego zachowania i słów – kobiecina.
Chustka zawiązana pod brodę i owinięta dookoła szyi. 
Przepraszała, że czekaliśmy. Otworzyła podwoje kościółka – weszliśmy do środka.
Ksiądz – Aszkiłowicz Józef – ( fascynująca osobowość, o pięknym silnym głosie),  przygotowywał się do odprawiania mszy. Z prawej strony nawy, stała  posrebrzana chrzcielnica, z której – święconą wodą, ochrzczono niegdyś Piłsudskiego.
Czułam wzruszenie. Mszę w której uczestniczyliśmy, odprawiano na intencję; Marszałka Piłsudskiego, Narodu Polskiego – tego na dzisiejszej Litwie i w dzisiejszej Polsce i …, za naszych – rządzących. (Słusznie – klasę i godność zachowania trzeba mieć.) Patrząc  jednak na to wszystko, nie mogłam się oprzeć wrażeniu jakiegoś tragizmu.
Okoliczności i sama postać księdza odprawiającego mszę … , jego ożywienie, emocja, radość ze spotkania z rodakami z Polski były, jak ,,plazma,, skrywanej tęsknoty, ale wypełzającej mimo woli. Po mszy pojechaliśmy do miejsca dzieciństwa Marszałka – tam niegdyś  stał rodzinny dom, a w punkcie, gdzie usytuowana była kołyska – teraz rośnie dąb. Gdyby do tego miejsca jechał ktoś po raz pierwszy – licząc, że po drodze znajdzie drogowskaz, tablicę, znak…? Nic z tego. Najskromniejszej nawet wskazówki przy szosie, że zbliżamy się do miejsca, tak ważnego dla Polaków.

Autokar  skręcił w prawo. Zaparkowaliśmy na skraju, w odległości, ok. 200m. od celu podróży. Wysiedliśmy.
Siąpił przejmujący zimnem deszcz.
Zbliżając się piaszczystą drożyną do dębu, do pamiątkowego obelisku,  najpierw zobaczyliśmy po lewej stronie ruiny chlewni kołchozowej.
Podobno – dla jeszcze skuteczniejszego unicestwienia i upodlenia pozostałości po Wielkim Polaku,  bolszewicy, tak usytuowali ściek gnojowicy ze świniarni, aby popłynęła prosto w punkt, gdzie stała kolebka Marszałka.

Dziś w tym miejscu - ( jak już wspomniałam) rośnie  posadzony w 1938r., dąb. Silny, urodziwy, jak młodzieniec szlachetnej krwi – o pięknym, równomiernym rozgałęzieniu.
To daje nadzieję. Nie wiem na co? Jest w tym optymizm – może tylko mój…?

A może  Ci piękni, młodzi w mundurach Strzelców Piłsudskiego, Polskiej Kawalerii…, co przyjechali z nami, aby przyklęknąć, zapalić znicze, złożyć kwiaty, unieść dumnie polski sztandar i szepnąć – Dziadku Piłsudski…, nie zapomnieliśmy!

Potem zabrała głos Halina, ksiądz i Krzysztof. Halina przeczytała list od J. Kaczyńskiego – w którym  Pan Premier  składa hołd temu miejscu, przeprasza i  żałuje, że obowiązki nie pozwalają mu być  osobiście.
 Krzysztof  - dziękujemy Prezesowi Kaczyńskiemu, który rozumie o co chodzi. Ale też oddajmy hołd wszystkim tym , którzy z tego miejsca , które było jak powiedziałem plugawione , wymazywane fekaliami wszystkim co możliwe , bo tutaj był PGR i zaczynając od mieszkania z tej oficyny z 1818 roku ,której po pożarze domu zamieszkiwał marszałek z rodziną , dzięki Pani Żukowej , gdzie stała chlewnia , ocalał dąb z 1937 roku, dziękujemy wszystkim Polakom, szczególnie ze Związku Polaków na Litwie za ich niesamowitą pracę wśród byłych chaszczy. To dzięki polskim księżom , którzy otaczają duchem i sercem to miejsce , dzięki Wspólnocie Polskiej trwa nasza historia. A ,,… inni  zaproszeni, o randze politycznej – dużo niższej, nawet nie raczyli odpowiedzieć  - no cóż …,,

,,… lecz by rozeznać co powinienem, muszę najpierw wiedzieć, kim jestem. ,, - Maria Gołaszewska.
 
Pochodzenie

Pochodzę z kraju
W którym niegdyś
Całowano ręce
Starych ludzi
Pochodzę z ziemi
Gdzie kiedyś
Dotykano ustami
Mięsa ubitego zwierza –
Prosząc o łaskę
Wybaczenia za ofiarę
Życia – w imię życia.
To na mojej ziemi
Żyzno – jałowej
W czasach świętej –
Świętej  w cudzysłowie -
Inkwizycji … chronili się
Odszczepieńcy
I znajdowali schronienie
Dla swoich herezji
A było to długo przed tym
Zanim powszechnie
zaczęto używać –
Słowa już dzisiaj
PUSTEGO  –
WOLNOŚĆ
To mój czarnoziem
Piaskowy jest
Pożądliwym ale
Ciągle niestrawnym
Kawałkiem łakomstwa
Dla sąsiadów
Z prawa i z lewa -
Siła wewnętrzna
Mego plemienia
Tworzy gazy zatrute
W brzuchach  tych
Co chcą je zjeść.

Co robię na tej ziemi ?
Szukam siebie
Bo jestem z kraju
WOLNEGO
W odczuciu
Najgłębszym.
                                      M.Ł.

Na koniec, odśpiewaliśmy -  ROTĘ. ( Czuło się wzruszenie w nas wszystkich - niemal na dotyk.) Wróciliśmy do autokaru, trochę zmarznięci, milczący.

Zgodnie z planem - teraz  jechaliśmy  do Polskiego Domu Dziecka, (czyt. sierocińca)  - w Podbrodziu.Bałam się tej wizyty, jak ognia. Bałam się rozpoznać w oczach dzieci, to co znam z autopsji - jak zły szeląg: biedę, samotność, bezradność. Też tułałam się po ,,Izbach Zatrzymań,, i sierocińcach, od 52r. do 57r. Władza Ludowa ,,posadziła,, Matkę - z wyrokiem na 7 lat - ,,…za współpracę z bandą…,, - (a ona tylko nosiła; kiełbasę, chleb, pieniądze i przechowywała broń dla chłopców  ,,Ratyńca,, - z Podlasia - znajomość historii - nawet w stopniu amatorskim czyni człowieka wolnym wewnętrznie, a to już początek wszystkiego...)

Na swoje ,,nieszczęście,, - nie wybrała sympatii dla; SB, MO, NKAWD, nie tworzyła  Społecznego Komitetu Fundacji Sztandaru, w ,,…w 41 Rocznicę -  powołania tych organizacji – jakże zasłużonych dla tłumienia wolnościowych dążeń Polaków …,,
- wybrała WIN – Wolność i Niezawisłość.

To Ona, gdyby żyła – miałaby teraz  prawo być w Komitecie Budowy  Pomnika, w Mielniku n/Bugiem, na 100 – lecie  Niepodległości. Jest wielu innych w tej gminie -  jeszcze żyjących, wspaniałych ludzi, którzy też ,,odsiedzieli,,  swoje; dzisiaj odsuniętych na bok – wegetujących materialnie.

Rzecz nie w tym, aby tych, co trudzili się dźwiganiem drzewca  ze sztandarem dla SB i MO. – zaraz karać, nie ! Nie jestem za tym, zwłaszcza,  jeżeli naprawdę starają się i szlachetność ich intencji potwierdza się w ,,praniu,, A jeżeli nie ..? Jeżeli zrobili tzw., zmyłkę społeczną - ,,podeszli,, - aby zdobyć  stołek ? (PARADOKSALNIE, JAK TO JUŻ WIELE RAZY PISANO  - ,,DLA NICH ZNÓW WIEJĄ SPRZYJAJĄCE WIATRY,, - BO NA TO POZWALAMY - Z OBAWY O  SWOJE MALEŃKIE  EGZYSTENCJALNE  INTERESY).
 
------------------------------------------------------------------------------------------------

Autokar zatrzymał się przed ,, smutnym,, budynkiem – Domem Dziecka w Podbrodziu. Weszliśmy do środka. Niestety - zobaczyłam dokładnie to, czego tak panicznie się bałam. Bezlitosne, obskurne  długie korytarze, przeklęte linoleum na podłodze, zimna,  (w kolorze nie do określenia) farba na ścianach, gdzie niegdzie roślinki – też o wyglądzie sierot i takie same, jak pamiętam – jakby to było wczoraj; dziecięce  rysunki – malunki,  na całą wielkość arkusza szarego papieru.
Jakieś zwierzęta, drzewa, twarze dzieci - bez wyrazu, albo o wielkich smutnych oczach.
Kiedy wchodziliśmy, stały pod ścianami - przytulone do siebie,  jak stadko szarych wróbelków. Patrzyły na nas w milczeniu. Niektóre  ćwiczyły na sali gimnastycznej obok - ubogiej w sprzęt, inne - w jakiejś namiastce poczucia dumy - świadomie, lub nie - udawały, że nas nie widzą. Chciało mi się wyć. Potem był dla nas – przyjezdnych, posiłek w stołówce sierocińca. Bigos przywieziony z Polski w ogromnych termosach - przygotowany przez rodzinę i bliskich  Krzysztofa. Stołówka wielka, czysta, mocno oświetlona. Dzieci przyszły później. Ciągle trzymały się w gromadkach. Patrzyły na nas w milczeniu. Ich kolacja została przewidziana po naszym wyjeździe. W międzyczasie były śpiewy. Ksiądz znał i intonował  wprost niezliczoną ilość polskich piosenek i pieśni. Sekundował mu wytrwale, na klarnecie - ze znajomością sztuki muzycznej - Profesor Robert Panek. Wśród gromadki dzieci, zwróciła moja uwagę – drobniutka, o wielkich smutnych oczach i nieśmiałym wyrazie – dziewczynka.

Zapytałam – jak masz na imię?
Wiki.
 
Kim chciałabyś  być w przyszłości?
Nie wiem …, ale teraz chcę lalkę.


(Wróćmy  jeszcze na chwilę  do naszej podróży.)

Po wizycie w sierocińcu, pojechaliśmy na cmentarz - ROSSA – oddać hołd prochom Matki Piłsudskiego i jego sercu, które spoczywa – na jego życzenie – tuż przy niej. 
Na koniec naszej pięknej podróży na Litwę, poszliśmy, pokłonić się Pannie Świętej – Ostrobramskiej.

,,Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy i w Ostrej świecisz Bramie,,

Powrót. Czułam się zmęczona, ale z jakąś wewnątrz siebie – siłą i satysfakcją, jak po rzetelnie spełnionym obowiązku, od którego nie miałam prawa uciec.

W mojej chacie,  byłam o 3,30 nad ranem we wtorek. Dwoje  wiernych przyjaciół – Wilka i Bemo – czekało na mnie, jak zwykle przy drodze przed posesją. Kot ,,Droga,, zjawił się później – (oczywiście  obrażony). Rozpaliłam kominek, nakarmiłam moją gromadkę – 3 pary wiernych oczu i 12 łap. Włączyłam trochę muzyki – dla wyciszenia siebie.

Zwierzaki – wszystkie trzy obok siebie, rozciągnęły się przed kominkiem, w absolutnym poczuciu bezpieczeństwa i pewności, że nie wyproszę za drzwi, (na werandę) i nie pomyliły się.  Skąd one wszystko wiedzą..? Widok tańczących płomieni w kominku, wycisza -  odsyła do przeszłości. Przeniosłam się myślami do Matki Piłsudskiego - miała ogromny wpływ na niego. W chwilach podejmowania - trudnych i ważnych,  dla losów Polski decyzji, pytał? ,,…jak by Matka moja postąpiła..?,,

A co się stało z ,,Kamiennym Dworem,,  - letnią rezydencją Aleksandry Piłsudskiej i jej córek …?
Przecież, to tu - w moim regionie …? W Wólce Pietkowskiej, powiecie – Bielsk Podlaski.

Przeczytaj: http://krzysztoftolwinski.pl

Czytałam o tym ..! Czy to nie w ,,Dwory i Pałace Podlasia,,?  Tak! Mam gdzieś tę wspaniałą książkę – Katarzyny i Jerzego Samusik. 
Jutro poszukam – a właściwie już dzisiaj  -  bo  szaro – niebieski świt zagląda w okna mojej chaty. Teraz muszę się przespać.

CO SIĘ STAŁO Z  ,,KAMIENNYM DWOREM,, - ALEKSANDRY PIŁSUDSKIEJ – ŻONY Piłsudskiego…?

- ,,DWORY I PAŁACE  PODLASIA,,   - (czytam fragm.) –

,,Do Kamiennego Dworu przyjeżdżała Aleksandra Piłsudska z córkami Wandą i Jadwigą na lato. Jechały zwykle pociągiem z Warszawy do Łap, a z Łap wolantem do Kamiennego Dworu. Był to typowy pobyt wakacyjny. Chociaż przeznaczono go na odpoczynek, Pani Marszałkowa wiele czasu poświęcała na kontakty z ludnością okolicznych wsi, nie szczędząc jej swojej pomocy. Przybierała ona różną formę. Już dzięki samej budowie dworu mieszkańcy Woli Pietkowskiej otrzymali pracę.
Później byli angażowani do wytyczania dróg spacerowych, budowy ogrodzeń,  wznoszenia mleczarni, melioracji łąk, sadzenia żywopłotów i nowych drzew owocowych sprowadzanych z Wileńszczyzny. Zatrudniono tez kilkunastu stałych pracowników do obsługi dworu i związanego z nim gospodarstwa. Z inicjatywy Pani Piłsudskiej zostało zorganizowane przedszkole dla wiejskich dzieci, oraz koło gospodyń, mające na celu nauczanie miejscowych kobiet tkactwa  i hafciarstwa, które mogłoby być dodatkowym źródłem dochodu.
Ostatni pobyt  Aleksandry Piłsudskiej w Kamiennym Dworze miał miejsce w sierpniu 1939r. Wzięła wówczas udział w uroczystościach dożynkowych, ostatnich, jakie widziała na polskiej ziemi…,,

(,, …) Podczas okupacji niemieckiej dwór nie został zniszczony, a majątek funkcjonował na zupełnie dobrym poziomie… Kiedy wraz z linią frontu przyszli do Wólki Pietkowskiej Rosjanie, zdewastowali dwór w okamgnieniu. Mury na szczęście ocalały, bowiem nie zagrzali w nich długo miejsca …,,

"...Po wojnie majątek został rozparcelowany, na co przedstawiam stosowne dokumenty świadczące o własności hipotecznej - Aleksandry Piłsudskiej, a które znajdują się w Państwowym Archiwum w Białymstoku" - 
    


         

Wojewódzki Urząd Ziemski
w Białymstoku





  Białystok 15 maja 1946r.





  Z A Ś W I A D C Z E N I E
 -------------------------------------















 
(podpisano)
Naczelnik Wydziału
Urządzeń Rolnych. 
  (podpisano)
Prezes wojewódzkiego
Urzędu Ziemsk. 
                              

                                                                                                                    


Mam nadzieję, że honorowe miejsca we wioskach Podlasia, nie przejdą w ręce p.t. ,,rączka rączkę myje - bo to polskie, więc niczyje,,

(Zaczęłam  szukać w Internecie i znalazłam,  znakomity, obszerny materiał  - zdjęcia, historia, komentarze, opisy …, polecam!!! - http://blogmedia24.pl/node/54146 ).

 

Nawigator

Licznik odwiedzin

168501
Dziś 113
Ostatni tydzień147
Ostatni miesiąc167
Ogółem168501